Andrzej Celiński Andrzej Celiński
8592
BLOG

Dziękuję Bogu za Wałęsę

Andrzej Celiński Andrzej Celiński Polityka Obserwuj notkę 266

 

 Kilka dni temu Lech Wałęsa przyznał się w programie Moniki Olejnik, że podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. „Wszyscy wtedy podpisywali, ja też- oznajmił Wałęsa. Wszyscy? A Ty kiedykolwiek podpisałeś?

 

- Anka, proszę, bez takich grepsów. Nie oglądałem tego programu Olejnikowej. Do niczego ta jej i widzów wiedza nie jest mi potrzebna. Bez Wałęsy nasza wolność byłaby inna. Może w ogóle by jej nie było. On, a nie my miał talent i możliwość powstrzymania tłumów przed chwilę trwającą szaleńczą odwagą. Chwilę, bo zaraz po jej erupcji zginęliby. Przeżyłem to. Razem z nim. W maju 1988. W Stoczni Gdańskiej. To, co ja powiedziałem strajkującym - odrzucili. On powiedział to samo, w treści, ale zupełnie inaczej - przyjęli. A od tamtej decyzji zależało wiele z tego, co się zdarzyło w kolejnych dwunastu miesiącach. Ja, zdarzyło się, nie podpisałem żadnej lojalki. Ale ja byłem synem mojego ojca i mojej matki, jego - oficera Kedywu KG AK, jej - sprawiedliwej wśród narodów świata. Wychowałem się tam, gdzie się wychowałem. Pośród takich ludzi, jacy byli w wokół. To był przywilej, którego Lech Wałęsa nie miał. Wystarczy?

 

Wałęsa twierdzi, że podpisanie lojalki traktował jak możliwość „ogrania tamtych”. Od dawna nie rozumiem, o co chodzi byłemu prezydentowi, ale Ty go znasz ta tyle, że chyba możesz to jakoś przetłumaczyć na język polski? W jaki sposób za pomocą podpisanej lojalki Wałęsa miałby kogokolwiek ograć?

 

- On się potem tego strasznie musiał wstydzić. I niewiele rozumiał z tego, jak ludzie to potraktowali. Po wszystkim. Kiedy był już bohaterem. Nie rozumiał, dlaczego ci, którzy byli z nim, kiedy mało kto angażował się w takie rzeczy jak oni się angażowali, potem przestali mu wierzyć. Ograć? Przeżyć! W stoczni. Pośród innych. To był chłopak spod Lipna. Właściwie bez wykształcenia. Co byłoby z nim, jeśliby wówczas go wyrzucili?

 

Czasami mam wrażenie, że najprostsze tłumaczenia, bez wielkich słów i dramatycznych kreacji bohatera narodowego są najlepsze - Wałęsa miał żonę, małe dzieci, był chłopakiem z zapadłej wsi w wielkim mieście. Bał się i miał do tego prawo. Lojalkę podpisał w 70 roku, jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć w dar jasnowidzenia przyszłego szefa Solidarności. Kogóż on w tym czasie chciał ogrywać? Był kompletnie nieznanym robotnikiem ze stoczni.

 

- No właśnie. Choć wtedy dzieci chyba jeszcze nie miał. Nie pamiętam. Może syna. Pierworodnego. Oczywiście, że nikt wtedy nie mógł nawet zamarzyć nie o Polsce takiej, jaką jest dzisiaj - wolnej, ale nawet o pierwszej „Solidarności”, o czerwcu 1976, czerwcu 1989 roku... Wałęsa nie miał daru jasnowidzenia. Choć takim zupełnie przeciętnym człowiekiem nie był. Zapytaj Borusewicza. Także Wyszkowskiego. Gwiazdę. Dlaczego na niego stawiali? Tak sobie, bez żadnej przyczyny?

 

Wałęsa przyznał się do podpisania deklaracji jakby kompletnie mimochodem, bez żadnej refleksji. Pamiętam awanturę o książkę Gontarczyka - teraz, po publicznym przyznaniu się do podpisania lojalki każdy może zadać sobie pytanie - „A może coś jest na rzeczy? Może donosił? Może brał za to pieniądze, sprzedawał kolegów?” Na to ostatnie pytanie Wałęsa u Olejnik nie odpowiedział.

 

- Nie wiem, poznałem go już po wszystkim, po strajku. On nie z mojej bajki. On z zupełnie innych niż moje bajki. Ale, powtarzam, miał dar niezwykły - jego słuchali ci, którzy nikogo z nas, nawet Kuronia, nie słuchali. Jego słuchali ci, którzy i arcybiskupa Dąbrowskiego nie chcieli słuchać. A wobec tamtej władzy trzeba było jedności. Aż do jej obalenia. Potem - inna sprawa. Od 4 czerwca 1989 każdy mógł już iść dowolnie przez siebie wybraną drogą.

 

Byłeś uznawany za prawą rękę przewodniczącego Solidarności, szefowałeś KKP (Krajowa Komisja Porozumiewawcza). Dopuszczasz możliwość, że Wałęsa był TW, a jego deklaracja nie była tylko wybiegiem? Kiedy Ty i Twoi koledzy siedzieliście w Białołęce, Wałęsa siedział w Arłamowie i miał zwyczaj podpisywać się „kapral Wałęsa”. Wiem, że będziesz bronił Lecha Wałęsy jak niepodległości, Ty wiesz, że ja za tą postacią nie przepadam, ale takie pytania padają i trzeba z podniesioną przyłbicą na nie odpowiedzieć. 

 

- Kiedy siedzieliśmy już nie w Białołęce, lecz w Prostynii, na pojezierzu drawskim dostałem gryps autoryzowany bardzo wysoko, z Kościoła. Z zapisem, na bibułce, rozmowy Lecha z bratem, w Arłamowie. We fragmentach obscenicznej. Obrzydliwej w treści. Z pytaniem, czy możliwe jest, czy prawdopodobne jest - w mojej ocenie, że to autentyk. Bez wahania, po kilku zdaniach lektury wiedziałem, że nie. Ze to jakaś esbecka fałszywka. Oczywiście, że inteligentna. Poskładana. Uprawdopodobniona. Ja nie jestem Wałęsą. Ani Macierewiczem. Ani nie rozmawiałem z esbekami, nawet o pogodzie, ani nie przykuwałem się do kaloryfera. Ja jestem sobą. Nie podpisałbym się „kapral”, nawet gdybym był „kapralem”. Ale czy każdy z nas musi być taki sam jak inni? Wałęsa był niezmiernie istotnym liderem „Solidarności”. Nie wiem, co byłoby, jeśliby jego nie było. Nikt tego wiedzieć nie może. Ale wiem, że był miękki, kiedy było bardzo trudno być miękkim i był twardy, kiedy inni woleli być miękcy. I wiem, że na ogół z sensem dla naszej wolności był miękki. I z sensem był twardy. Mówię cały czas o okresie sprzed czerwca, lipca, sierpnia 1989. Mam kłopot z czasem późniejszym. Ale wiem, że nikt nie miałby tego w Waszyngtonie i w Ameryce, co uzyskał dla Polski Wałęsa w październiku 1989. I wiem, że do dzisiaj żadne polskie nazwisko, żadna osoba nie wyrosła ponad niego. Mimo, że ja kochałem Jacka Kuronia a nie Wałęsę. Mimo, że bardziej ceniłem, jako polityka i Kuronia, i Geremka i Mazowieckiego. A wcześniej kardynała Stefana Wyszyńskiego. I co z tego? Żaden z nich niepoddany został takiemu atakowi. Żaden z nich nie jest Lechem Wałęsą. W historii Polski, Europy i Świata nazwisko Wałęsy pozostanie jako najistotniejsze. Cokolwiek i ktokolwiek o nim napisze. Może czasem powiedziałbym więcej niż mówi ę o tamtym czasie. Ale nie w kraju, gdzie największych bohaterów mali ludzie bezkarnie wdeptują w ziemię. Ku uciesze gawiedzi. Nie w Polsce. Nie dzisiaj.

 

Mnie przeraża to, że jeśli faktycznie Wałęsa donosił, to kawał historii można wyrzucić do śmietnika.

 

Polska jest suwerennym, niepodległym państwem. A Polacy cieszą się wszelkimi wonnościami. To, jak potrafimy z tego korzystać nie obciąża już Lecha Wałęsy. Ja swojej historii nie ma potrzeby wyrzucać do śmietnika. Jestem z niej dumny. I dziękuję Bogu, że dał mi szansę żyć w tak pięknym czasie. Dziękuję też Bogu za Wałęsę. Takim, jakim był.

 

 

Ban grozi za: - wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich; - chamstwo; - atakowanie innych uczestników dyskusji; - kłamstwa i pomówienia; - trollowanie i spam. Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24. pozdrawiam i życzę miłej dyskusji Andrzej Celiński rys. Cezary Krysztopa Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC Andrzej Celiński Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka