Andrzej Celiński Andrzej Celiński
1630
BLOG

Senat 2011

Andrzej Celiński Andrzej Celiński Polityka Obserwuj notkę 83

 

Nie byłem tutaj kilka miesięcy. Jak dotychczas, poza jednym wyjątkiem, były to blogi ujęte w formie rozmowy. Pytała Voit, Anka Grzybowska, ja odpowiadałem. Szło a vista, bez adjustacji tekstu. Niektórzy nie wierzyli, że jest Voit.
Ja, od któregoś tam odcinka zacząłem wątpić, czy to w ogóle ma sens. Nieprzytomna niekiedy agresja komentatorów zniechęcała mnie do tej pracy. Zadecydowała w końcu Voit. Dzisiaj nie wiem, z jakiej przyczyny, przestała po prostu kiedyś wysyłać pytania. Nie miałem wystarczającej determinacji, by bez impulsu, sam cokolwiek pisać. Dzisiaj odświeżam. Sam. Bez Anki.
 
Senat 2011
 
W sobotę miną 22 lata od pamiętnego 4. czerwca 1989 roku. Wygraliśmy wtedy wybory. Różne rzeczy opowiadano potem o tych wyborach. Że był to plebiscyt a nie wybory, że nie były w pełni demokratyczne, że nie wszyscy, którzy chcieli kandydować mogli znaleźć się na listach Komitetu Obywatelskiego, że niektórzy, wybitni zasługami solidarnościowcy zostali pominięci.
Wszystko to prawda po trochu.
Tamte wybory były plebiscytem. Chodziło o to, czy chcemy zmiany ustrojowej, czy jej nie chcemy. Jak idzie o Sejm, wolnym głosem decydować mogliśmy jedynie o trzeciej części posłów. Reszta miejsc dedykowana była kandydatom starych partii: PZPR, ZSL i SD. W pełni demokratyczne były wybory do senatu.
Nie każdy, kto chciał mógł dostać rekomendację Komitetu Obywatelskiego. Takie są reguły, kiedy po raz pierwszy, bez istniejących instytucji demokracji, wchodzi się w proces wyborczy. Ktoś kogoś musi rekomendować. Wyborcy mogą posłuchać albo nie. Komitet Obywatelski wysuwał kandydatów sobie znanych i takich, którzy, wedle przeświadczenia jego liderów, sprawnie rozegrają nieskończoną jeszcze grę o wolność, niepodległość i demokrację. Nie znalazły się na listach żyrowanych przez Lecha Wałęsę osoby, które chciały kandydować, ale albo nie były dostatecznie znane z działalności opozycyjnej lub, które kontestowały proces „Okrągłego Stołu”.
Tak, czy inaczej dwadzieścia dwa lata temu wybory wygraliśmy.
„My”, to znaczy właściwie prawie wszyscy Polacy.
Wygrali, piszę to z głęboką wiarą w sens tych słów, także ci, którzy je, w dosłownym sensie, wtedy, przegrali. Wygrali też ci, którzy je kontestowali. Otworzyły te wybory drogę do zmian tak wielkich, że dech zapiera. Jest z czego być dumnym. Świat to widzi. Nasi przodkowie spoglądając na nas z góry mogą odczuwać satysfakcję. Coś naprawdę bardzo ważnego nam się udało.
Od nas samych zaczęło, w konsekwencji tuch wyborów, zależeć, jak radzimy sobie z problemami, zagrożeniami, kryzysami i jak potrafimy wykorzystać nasze szanse.
Od nas zależy, jak się rządzimy.
Od nas zależy, czy i w jakich proporcjach, powierzamy władzę osobom i partiom godnym zaufania, czy niezasługującym na nie. Nie Marsjanie wybierają nam parlament. Ani nie Niemcy, Francuzi, Rosjanie, Żydzi, Chińczycy, czy Włosi.
W perspektywie wielkiej historii przeżywamy czas cudowny. Od czterech prawie stuleci nie mieliśmy tak korzystnych okoliczności i warunków.
Cokolwiek nieprzyjaznego sami o sobie mówimy - nienajgorzej, w sumie, ten dobry czas wykorzystaliśmy. Prawda, że z Bożą pomocą.
Papież taki nam się trafił. Jakiś trochę inny od nas samych.
Gorbaczow w Rosji, a przed nim kremlowscy geronci ze swoją tępą umysłową ociężałością. Reagan w Ameryce. Przed nim Carter z Brzezińskim z ich polityką praw człowieka. Niemcy z wielką republikańską zmianą. Jednocząca się Europa.
My sami też nad podziw i własne tradycje byliśmy roztropni.
Wielka „Solidarność” poprzedzona demokratyczną opozycją zakładającą własne komitety zamiast palić obce.
Kościół lat 70. i 80. otwierający się na to, co ludzkie, obywatelskie, kulturalne.
Poeci. Pisarze. Dramaturdzy. Reżyserzy. Cała wielka polska kultura! Także ta korzystająca z państwowych dotacji i działająca w warunkach cenzury. Miesięczniki: Odra, Znak i Więź. Tygodnik Powszechny i Polityka. Człowiek z marmuru. Drugi obieg - Zapis. Krytyka. Na emigracji - Kultura paryska i Aneks. Radio Wolna Europa Nowaka-Jeziorańskiego i następców.
Kolejność przypadkowa. Wszystko to pracowało na nasz sukces 1989 roku.
Dwadzieścia dwa lata temu zaczęliśmy proces odzyskiwania instytucji własnego państwa. Przeprowadziliśmy wielki, światu nieznany projekt demontażu, w warunkach pokoju, totalitarnego systemu. Zbudowaliśmy zręby gospodarki rynkowej.
Nikt przed nami tego nie zrobił. Uczyliśmy się na własnych błędach. Ale, w sumie, nieźle to wszystko wyszło. Krytykując, często słusznie, pamiętajmy!
A jednak!
Przypominam wielki czerwony napis SOLIDARNOŚĆ.
Czy żyjemy dzisiaj solidarnie? Więcej jest równości? Ktoś pytał rodaków, czy przedkładają model społeczeństwa wielkich różnic nad solidarność? Kariery młodych ludzi zależą wyłącznie od ich talentu, wysiłku? Urzędy są może mniej upartyjnione? Czy politycy uczciwsi, głębiej przejęci dobrem ludu? Absolwenci mają lepszą perspektywę pracy? Mniej liczy się protekcja? Czy otaczająca nas przestrzeń jest piękniejsza, lepiej uporządkowana, bardziej harmonijna?
Jestem głęboko przeświadczony, że potrzebny jest Polsce i Polakom polityczny reset. Od kilku lat, gdzieś od przystąpienia do Unii Europejskiej, utraciliśmy jasność celu.
Widzimy głębokie i niepotrzebne upartyjnienie. Publiczne kłótnie o sprawy o marginesowym znaczeniu dla naszej przyszłości. Brak pomysłu na Polskę. Coraz głębszy deficyt demokracji. Coraz większy deficyt zaufania do instytucji własnego państwa. Miałkość partii politycznych. Brak perspektyw młodych. Zagubienie się kościoła katolickiego i władzy państwowej we wzajemnych relacjach. Pomieszanie tego, co świeckie, obywatelskie, republikańskie ze sferą sacrum. Finansowe nadużycia. Słabość państwa wobec czynników mocarnych wpływami i pieniędzmi i jego bezduszność lub nieobecność wobec słabych.
Dlatego jestem przekonany o potrzebie politycznego resetu.
Dobry czas dla Polski trwa. Wciąż nam są przyjazne okoliczności. Byleśmy sami wiedzieli czego naprawdę chcemy. Byleśmy potrafili ze sobą rozmawiać o rzeczywiście ważnych dla nas sprawach.
W tym zapętleniu się głównych partii, w ich wzajemnej nienawiści, z tą pazernością na władzę nieprzygotowanych do jej sprawowania partyjnych aktywistów trudno będzie nam znaleźć drogi naprawy. Ale szukać należy! Zanim będzie za późno.
W tegorocznych wyborach senackich partyjność kandydatek i kandydatów nie musi mieć pierwszorzędnego znaczenia.
Będę kandydował, jako polityk niezależny, z Mokotowa, Ursynowa, Wawra i Wilanowa. Niełatwo jest zdobyć mandat w konkurencji z partyjnymi kandydatami. Zwłaszcza, jeśli mają nietuzinkowe osobowości i godne uznania osiągnięcia. Ale, myślę, trzeba spróbować coś zmienić w polskiej polityce nie wywracając jednocześnie wszystkiego do góry nogami. Wiem, co z naszych osiągnięć warte podtrzymania, pielęgnowania a co wymaga zmiany. Zwłaszcza, jak idzie o funkcjonowania państwa. O jego ustrój. Sposób tworzenia prawa. Jego finanse. Fundamenty demokracji. Partie.
Myślę, że mogę przydać się jeszcze w pracy nad naprawą Rzeczypospolitej. Trochę w drugiej linii, poza partiami, ale z narzędziami jakie dają obywatele swoim wyborem.

Ban grozi za: - wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich; - chamstwo; - atakowanie innych uczestników dyskusji; - kłamstwa i pomówienia; - trollowanie i spam. Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24. pozdrawiam i życzę miłej dyskusji Andrzej Celiński rys. Cezary Krysztopa Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC Andrzej Celiński Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka