Andrzej Celiński Andrzej Celiński
6045
BLOG

Inscenizacje

Andrzej Celiński Andrzej Celiński Polityka Obserwuj notkę 248

Profesor Władysław Bartoszewski, onegdaj sąsiad z mokotowskiej uliczki nieopodal Fortów, którego patriotyzmowi i wiedzy o polskim ruchu oporu  jedynie niespełna rozumu troglodyta mógłby zaprzeczyć, twierdził, że w okupowanej przez Niemcy Europie dwa narody szczególnie liczebnie podjęły trud i ryzyko walki podziemnej. Byli to Polacy i Serbowie. Bartoszewski mówił, że to było to, przy najbardziej liberalnych kryteriach oceny udziału w ruchu oporu, jakieś 3% populacji. Mniej więcej co trzydziesty Polak coś konkretnego, coś, co wiązało się choćby z jednorazowym, świadomym  narażeniem się na represje działaniem, zrobił.

Dedykuję tę informację hurrapatriotom. Tym, co bezmyślnie powtarzają frazę: „cały naród jak jeden mąż stanął…” . Otóż nie stanął. Nigdzie cały naród nie stanął. To nie jest możliwe. Człowiek zwyczajny, żyjący dla siebie i dla swojej rodziny jej dobro ma najpierw na uwadze. Wobec opresji tak wielkiej i tak bezwzględnej kuli się w sobie, chce przeczekać. Z oprychami większość nie walczy. Choć oczywiście nie znaczy to, że na ich obecność się godzi. Na człowieku zwyczajnym, który chce po prostu przeżyć opiera się ład społeczny. Tacy ludzie miarkują tych, którzy idą walczyć. Dlatego mamy jakąś ciągłość pokoleń i ciągłość kultury. Dlatego uznajemy za bohaterów tych nielicznych, którzy walkę podjęli. Bohaterstwo nie jest atrybutem większości. Bohaterstwo jest postawą niezmiernie rzadką. Dedykuję te uwagi ludziom, którzy swoje bitwy odbywali, kiedy już nikt bitew od nich nie oczekiwał, ani kiedy były już niepotrzebne. Dedykuje ludziom, którzy odbywali te bitwy o wolność i niepodległość w domowych pieleszach, przy ciepłej herbatce z cytryną, kilkadziesiąt lat po bitwach na rzeczywistą śmierć i prawdziwe życie.

Mam szacunek do ludzi zwyczajnych. Pomogła mi w zrozumieniu wartości ludzi zwyczajnych i wartości ich trudnego świadectwa, czterdzieści jeden lat temu, pani Maria, moja lektorka francuskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Wróciłem na ten Uniwersytet po rocznym wygnaniu. Przyszedłem, zapóźniony w rozwoju mojego francuskiego, na egzamin do pani Marii. Ona, kobieta starej daty, przedwojennej elegancji, egzaminując, zaczęła do mnie mówić po francusku, niestety. Zorientowała się wnet, że moje odpowiedzi tak bardzo kaleczą jej ucho, że nie warte są pytań, egzaminu, czegokolwiek. Miała do mnie sympatię. Przeszła na polski. Najpierw w odniesieniu do Marca 1968, do mojego zaangażowania. Odpowiedziałem. Pewnie na miarę prostoty myślenia dziewiętnastolatka (byłem uniwersyteckim ‘wcześniakiem’, na swoim drugim pierwszym roku, po roku na KUL byłem dziewiętnostalotakiem). I ona, wtedy, zaczęła opowieść o cywilnej ludności Warszawy, o jej położeniu i o jej ofiarach, w sierpniu 1944 roku. Mówiła o głodzie, rozpaczy, trupach cywilów grzebanych na podwórkach, ambiwalentnym stosunku wobec powstańców matek niemających czym nakarmić dzieci. Wyszedłem zdruzgotany.

Mówiła do mnie nie, żeby poniżyć. Mówiła, żebym cokolwiek na swoją drogę życia rozumiał.

Jej opowieści zawdzięczają moi adwersarze - posłowie i radni, politycy od siedmiu boleści, żerujący na tragedii, w której żadnego udziału mieć nie mogli, urodzeni w 1954 roku i później żołnierze AK, moją wściekłość, kiedy słyszę ich hurra-patriotyczne deklamacje. Nie jestem członkiem fanklubu ministra Sikorskiego. W tej sprawie swoją wypowiedzią jest mi bratem. Lubię Komorowskiego. Niepotrzebnie się zdystansował.

Walczyć trzeba, kiedy trzeba! Możliwie najrzadziej. Myśleć należy zawsze. Łatwo wykorzystać emocje. Trudniej je okiełznać. Nie rozumiem tych, którzy powstanie warszawskie (nie powstańców!) gloryfikują, w ziemię wdeptując polski okrągły stół.

Ja nie walczyłem w Powstaniu. Urodziłem się w 1950 roku. Mój wuj, Jan Józef Lipski, tak. W pułku Baszta. W Śródmieściu i na Mokotowie. Do końca życia szumiało mu w głowie. Był ciężko ranny. W rękę i właśnie w głowę. Pomagał mu, nawet trzydzieści lat później (kiedy wuj był zadeklarowanym opozycjonistą) lekami, niedostępnymi w Polsce, Janusz Przymanowski. Komunista. Też powstaniec. Mój ojciec, Józef, był oficerem w oddziale specjalnym Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej. Moja mama, Zofia – Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata. Oni wszyscy byli trzeźwi w ocenie powstania. Pytali, mnie, kiedy narwany, w liceum, piałem na cześć powstania, o 200 tysięcy zabitych. O pokoleniu, które odeszło. O tych wszystkich, jak Baczyński, którzy przecież, w swoim pokoleniu byli najlepsi. Którzy walczyli. Bo walczą na ogół najlepsi. I giną na ogół najlepsi. Pytali o miasto zamienione w ruinę. O to, co znaczy, że miasto traci swoją strukturę. A kiedy ja, niemądrze powtarzając głupie gdzieś zasłyszane zdanie, że gdyby nie powstanie, mówilibyśmy w Warszawie po rosyjsku – pytali: czy Czesi, w Pradze, mówią po rosyjsku?

Inscenizacje. Robione przez tych, w dobrej zapewnie wierze, co niczego nie rozumieją. Dla takich, jak oni. Co też nic nie rozumieją. Robione, bo ‘trzeba’, dają głosy w wyborach a może i więcej, sympatię. Rośnie nam młodzież, której światli skądinad przedstawiciele myślą, że wygraliśmy te powstanie. I daliśmy d. przy okrągłym stole. Bo jakoś tak jest dziwnie, ze na ogół ci od inscenizacji są bokiem do 1989 roku.

Dajcie bohaterowie dawno zakończonych wojen, proszę, spokój tym inscenizacjom. Dajcie za to darmowe leki dziewięćdziesięcioletnim dzisiaj weteranom powstania i ich żonom, wdowom po nich. Dajcie im solidne wsparcie. Niech jeżdżą taksówkami na nasz, młodszych podatników Warszawy – koszt. Oni, wierzcie mi, nie nadużyją zaufania. Nigdy niczyjego zaufania oni, te 3% ówczesnej populacji Polaków, ci już dzisiaj pojedynczy w Warszawie ludzie, nie nadużyli. Nigdy! Nie wycierajcie sobie sumień zachwytem dla ich życia i ich ryzyka. To oni ryzykowali. Nie Wy. Pomóżcie im. Realnie.

 

Ban grozi za: - wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich; - chamstwo; - atakowanie innych uczestników dyskusji; - kłamstwa i pomówienia; - trollowanie i spam. Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24. pozdrawiam i życzę miłej dyskusji Andrzej Celiński rys. Cezary Krysztopa Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC Andrzej Celiński Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka