Andrzej Celiński Andrzej Celiński
1146
BLOG

Bazarkowe obserwacje

Andrzej Celiński Andrzej Celiński Polityka Obserwuj notkę 51

Nie jest dla mnie nowością pójść, kilka razy w tygodniu, zawsze jednak w sobotę, na stację metra Ursynów po pieczywo. Na straganie przy Pasażu Ursynowskim kupić rzodkiewkę cebulę i pomidory, czasem gruszkę. W Mokpolu na Surowieckiego: gołąbki, ziemniaki, sałatę, szczypiorek i cytrynę. W Leclercu: sery, masło, śmietanę, rybę, kurczaka, wodę, herbatę, jaja i wino. Także rzeczy do toalety, papier i chemię. W Realu kupuję coraz rzadziej. Powariowali tam z cenami. „Robią” chyba krótkoterminowy wynik finansowy, by lepiej się sprzedać. Tracą więc klientów nie swoich, lecz swojego następcy. Nie mój ból głowy. Na miejscu klientów bym spasował. Niech się bujają. W miesiąc, albo dwa niektóre asortymenty poszły tam w górę więcej niż 25%! Dobrze, że jest konkurencja. Dobrze, że są bazarki.

Czasem, prawda, ceny na bazarkach nie niższe są niż w sklepach. Nie tak jednak wysokie, jak w Realu. Ale też  ceny na bazarkach, w warunkach prawdziwej wewnątrzbazarkowej konkurencji, są pochodną, m.in., czynszu dzierżawnego. Odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że urocza nasza pani prezydent Warszawy, wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej, chce  złupić kupców, albo ich z handlu wykurzyć. Straszy likwidacją. Frankofonka, miłośniczka Paryża i Londynu, mogłaby stamtąd przenieść miłość do bazarków. Nie ma Paryża bez bazarków! Trochę inaczej niż my organizują bazarkowy handel, ale bazarki  Są tam, wręcz, przez miasto hołubione. A i w Notting Hill, w Londynie, też przeciwko nim nie wytaczają dział, nie łupią.  W Warszawie, pod rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz bazarek, to publiczny wróg. Tak, jakby ten tłum ludzi, którzy co sobotę wychodzą z wielkimi siatkami bazarowych zakupów nie mówił miejskiej władzy wprost, czego sobie życzy. Tak, jakby władza nie była przede wszystkim po to, by ułatwić ludziom życie zamiast go utrudniać. Takie, jakie chcą mieć wedle własnego pomysłu. Prezydent naszego miasta postępuje tak, jakby te cotygodniowe głosowania ludzi nogami nie miały dla niej znaczenia. Zawsze, przyznaję, śmieszyli mnie komuniści, którzy nazywali się socjalistami i wtłaczali ludzi w przez siebie wymyślone ramy. Dzisiaj śmieszą mnie ludzie miernych młodzieńczych lektur, którzy mienia się teraz liberałami. Nic ich nie ruszy. Ani doświadczenie, ani przykład przykład. Oni PO PROSTU WIEDZĄ. Jakie to proste!

Podwyżki czynszu na bazarkach, ordynowane przez panią prezydent, odbijają się na cenach. Krezusi tam nie handlują. Swoich płac obniżać dalej nie mogą. Może liberałowie u władzy zrozumieliby, że właściciele straganów, to płatnicy z co najwyżej dawnej drugiej grupy podatkowej. Coraz częściej pierwszej. Niestety. Ich dochody niższe z reguły są od miesięcznej gaży członka rady nadzorczej platformianego młodzieżowca w jednej z licznych spółek miasta i województwa. Z tą różnicą, że ci pierwsi pracują od czwartej rano do późnego popołudnia, czasem i do wieczora. Drudzy zaś raz w miesiącu, kilka godzin.

Niepewność zabija radość życia. Liberalizm, u swoich filozoficznych fundamentów, ludziom roztropnym, odważnym, pracowitym i konsekwentnym szczęście, samorealizację miał zapewnić. To jest wiara Tuska. I Gronkiewicz-Waltz, zdawać by się mogło. Dlaczego więc buduje pani prezydent swymi działaniami tę niepewność, co do losów niektórych bazarków? Dlaczego z roku na rok kupcy nie wiedzą, czy będą mieć miejsce pracy w kolejnym roku? Dlaczego nie pozwala im się inwestować?

Najwyraźniej pani prezydent chce pokazać, że bazarek to jak liszaj na zdrowej tkance sytego miasta. Tymczasem kupcy też chcieliby pracować w znośniejszych warunkach. Nie pozwala się im jednak inwestować w estetykę ich miejsca pracy, w znośniejsze, specjalnie zimą, warunki pracy. Nie zapewnia się stabilności. Kupujący chcą tam kupować. Pani Gronkiewicz-Waltz nie wie o tym? Nie chodzi tam, gdzie dziesiątki, ba! setki tysięcy jej wyborców chodzą? Nie dostrzega? Nie rozumie?

Komu ta miejska władza chce pokazać, ze bazarki to coś, w nowoczesnym liberalnym mieście niepotrzebnego zgoła? Kogo zapędzić chce do hipermarketów? Dlaczego? Emerytów chce tam zapędzić? Matki z małymi dziećmi?

Nawet, jeśli jedni i drudzy, mają w domu auto, to chcą przecież mieć codziennie świeże warzywa, ser, mięso. Mieć chcą też przyjemność świadomości dokonywanego wyboru. Owszem, zwykle kupują na „swoim” straganie, ale miło im myśleć, że to od nich wyłącznie zależy, który codziennie wybiorą. Nie stać ich często na codzienne dojeżdżanie do centrów handlowych. Wolą pod domem. 

Przez osiem dni zbierałem na ursynowskich i mokotowskich bazarkach podpisy, które umożliwiły mi przystąpienie do rywalizacji o miejsce w senacie. Podpisujący tę zgodę na moje kandydowanie w ‘moim’ okręgu wyborczym wpisywać musieli adres zamieszkania. W 80%, może i częściej, był to adres ościennej ulicy, domu położonego nie dalej niż 200, góra 500 metrów od bazarku. To pieszy dystans. To dystans łączący wspólnotę. Budujący społeczna tkankę miasta, więź sąsiedzką. Hipermarket i galeria tego nie zastąpią! Bazarek to nie tylko większa konkurencja (liberałom chyba miła?), ale i jakaś bliskość, swojskość. Jeśli jeszcze ktoś rozumie w Polsce to słowo – s p o ł e c z n o ś ć.  Bazarek, to spacer, z wózkiem dziecięcym, z żoną/mężem, dla chwili rozmowy ze znajomym kupcem/kupcową. To rodzaj życia. Dlaczego ktoś chce nam to zabrać? Dla jakich wyższych racji? Znów socjalizm? Ktoś od nas lepiej wie, co dla nas samych lepsze?

Mnie się zdaje, że znam odpowiedź, przynajmniej jej niebagatelną część. Ci pyzaci na twarzach platformiani młodzieńcy, beneficjenci miejskiej władzy, ci pośpiesznym krokiem przemierzający przedsionki władzy jej aspiranci, klienci pani prezydent i jej partii, ci platformiani młodzieżowcy na publicznych posadach  – nie robią zakupów na bazarkach. Oni na bazarki nie chodzą, bo, w ich pojęciu, IM NIE WYPADA! Oni jeżdżą do wielkich centrów handlowych, najlepiej do GALERII. Nie, że jakość tam lepsza. Miejsce! JADĘ DO GALERII! O ile właściwiej brzmi to w komórce, niż pełznę (złośliwość, przepraszam, to moja skrywana natura) na bazarek. Ale dlaczego, do - sami wiecie jakiej nędzy - ich gusta opłacane mają być z kieszeni tych, którzy wolą bazarek?

Tu, zdaje mi się, jest sedno. WADZA! WAADZA! Specjalnie taka, która wciąż chodzi w majtkach wyciągniętych prosto z PRL’owskiego lamusa. Ci (i te) wszyscy (wszystkie) nagle nawróceni (nawrócone) beneficjenci nowego ustroju. Wielcy bojownicy o wolność. Ci, którzy zawsze wiedzieli, gdzie prawda, a że głośno jej nie wysławiali, to dlatego tylko, że prawdę, tak naprawdę, wedle nich wysławiali wyłącznie jacyś wredni agenci. Jak ja lubię tych liberałów! Są tak pocieszni. Nie muszę szukać komedii w repertuarze Multikina.

Ban grozi za: - wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich; - chamstwo; - atakowanie innych uczestników dyskusji; - kłamstwa i pomówienia; - trollowanie i spam. Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24. pozdrawiam i życzę miłej dyskusji Andrzej Celiński rys. Cezary Krysztopa Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC Andrzej Celiński Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka