Andrzej Celiński Andrzej Celiński
1738
BLOG

Przedwyborcze bajdurzenie

Andrzej Celiński Andrzej Celiński Polityka Obserwuj notkę 27

W najpopularniejszych telewizjach, nie wyłączając publicznej (która broni swych interesów od zawsze argumentem misyjności) mamy przedwyborczy festiwal infantylizmu, bylejakości, głupoty szczególarstwa - wszystkiego tylko nie tego, co budowałoby szacunek dla państwa i dla ludzi, którzy chcą uczestniczyć w istotnym jego demokratycznym akcie, w wyborach. Mówi się, w kontekście wyborów, głównie o niczym i pokazuje twarze przedstawiające zazwyczaj nikogo. Właściwie możnaby przedstawiać wyłącznie liderów, względnie upełnomocnionych rzeczników partii, bo w zamienionych w biznesowe korporacje partiach, nie ma mowy o jakiejkolwiek samodzielności. Są, oczywiście, wyjątki, naprawdę policzalne na palcach jednej ręki, ale wynikają one, albo z wyjątkowej pozycji potencjalnego dysydenta (Kalisz), albo strategii trenera rozstawiającego zawodników na polu gry (Gowin).

Nie ma w tej debacie zagadnień związanych z funkcjonowaniem państwa, z tym na przykład, że służba cywilna przegrała do cna z partyjniactwem, że bez partyjnych paranteli trudno normalnemu, zdolnemu, przygotowanemu człowiekowi gdziekolwiek, w publicznych instytucjach, znaleźć zatrudnienie, a już na pewno nie na kierowniczych szczeblach. Nie ma tego, że poziom nauczania w szkołach wyższych pozycjonuje nas na szarym końcu Europy, daleko za Danią, Finlandią, Czechami, Węgrami ba, nawet za Słowacją. I, że sposób finansowania studiów jest głęboko niesprawiedliwy. Młodzi, bogaci z domu nie płacą, chodzą do dobrych szkół, biedni, z prowincji płacą, w nieporównywalnie gorszych uczelniach. System równa do dołu, nie ma w nim mechanizmów promocji jakości nauczania. Nie ma nic prawie o emeryturach, o projekcie dla przyszłości. Lada moment dopadnie nas wielka dziura w budżecie dla emerytów. I co? Co partie proponują? Nie mówimy też, w tej kampanii, o chaosie przestrzeni publicznej. Ani o pomysłach na lepsze jej zagospodarowanie. Przy okazji o mieszkalnictwie, deweloperce, roli gmin i o urbanizacji. Także, może na wszelki wypadek, żeby wilka z lasu nie wywołać, nie rozmawiamy o naszym pomyśle na rozwój Unii Europejskiej. Nie debatujemy o niczym ważnym dla przyszłości. A jeśli jakieś skrawki czegoś istotniejszego pojawiają się w tej przedwyborczej ‘debacie’, to wyłącznie krytycznie, bez najmniejszej nawet próby zamarkowania własnych koncepcji rozwiązywania nabrzmiewających problemów. Logika nie wychylania się przed wyborcami z jakimkolwiek istotnym pomysłem bez reszty opanowała media i wyborczą autopromocję partii politycznych. System jest kompletny. Telewizje go świadomie dopełniają. Po co drążnic widzów wyzwaniem do myślenia, kształtowania własnych ocen i pozycji, analizowania czegokolwiek, co na ekranie. Niechże politycy okładają się cepami, najlepiej w sprawach prostych, niechaj ich role pisane przez marketingowych scenografów były zrozumiałe nawet dla podpitego jegomościa lub jegomościny o zerowej wiedzy o własnym państwie. Przecież idzie o rynek! Każde sto tysięcy więcej oglądających to lepsza kasa od reklamodawców.

Raz, kilka dni temu, kiedy zaproszono, TVN24, do BUW-u, Cimoszewicza, Kwaśniewskiego, Sikorskiego i Smolara. Można było odetchnąć prawdziwie ważnym słowem. Jedna debata na dziesiątki godzin ple ple, ble, ble. Nikczemnie mało. Szkoda, że nie było tam ze strony, powiedzmy, kontestatorów tych co tam byli i tego, co oni reprezentują. Ale szok, jaki przeżyłem słuchając wreszcie czegoś jeszcze jaśniej oświetlił marność niczego. Głupstwo rządzi medialną debatą o Polsce. I nie ma konkurencji. Pozostaje osamotnione. To się może dobrze, proszę państwa, dobrze skończyć? A niby dlaczego miałoby się dobrze skończyć? Jeśli ludzi z jakąś wiedzą poukrywano w katakumbach, skoro ich w ogóle już nie ma w dyskursie publicznym (Chrzanowski, Kłoczowski, Modzelewski, Osiatyński – tak, dla przykładu), skoro telewizje są dla ostatnich dwóch decylów gawiedzi, to dlaczego miałoby być kiedyś lepiej? Oto przykład.

 Mamy, w telewizjach, gwiazdę minuty, niejaką E.W. Ogłosiła, sięgającą fundamentów Polski w jej mniemaniu, decyzję outputu! Nie, nie stała się kobietą. Ani nawet nie stała się mężczyzną. To byłoby, jedno i drugie, przyznajcie, w tej śmieciowej telewizyjnej konwencji, interesujące. Oto ona, nominantka pani prezydent Warszawy, z Platformy, na prezeskę Radio Taxi, przez nią bezprawnie pozbawiona swej funkcji, więc urażona, błąkająca się wokół SLD, którego nie lubi ani szanuje, aczkolwiek biograficznie pasuje, od którego, Sojuszu, jednak, nie poważając tej partii ani jej przywódców, przyjęła miejsce na liście, ogłosiła, że jest z pali kotem. Czyli pali kotką (u nas, od jakiejś dekady, od Leppera, przyjęło się jakoś, że tożsamość ‘polityka’, albo nawet polityka określa się nazwiskiem szefa ugrupowania, w jakim jest. Przyznam, że określenie ‘borówki’, kiedy na moment dłuższy próbowałem tam coś zrobić, było jednym z istotniejszych powodów odejścia. Nie znoszę infantylizmu. Zwłaszcza w wychowywaniu dzieci. W partiach zdaje mi się on, jak rozpaćkana śliwka.

Ona, ta E.W., wierzcie, mojemu doświadczeniu, miała szansę uzyskać, na liście lewicy, jakieś 20-40 głosów. Może ja złośliwy. No może 100 albo nawet 200. Kropelkę potrzeb, aby ta partia coś z tego miała. Skądinąd, na miejscu działaczy SLD, tych jeszcze w coś istotnego wierzących, zapytałbym się, dlaczego E.W. umieściliście na swojej liście? Co wami powodowało? Jaka idea była przed wami? Pytam złośliwiej – ja bym tej propozycji oczywiście nie przyjął – mnie zapytaliście? Gorszy? Dla lewicy gorszy? Dla Polski też  gorszy? Nie aspiruję. Cenię sobie, po przeżyciach, niepartyjność. Tak pytam. Ze złośliwości a nie aspiracji.

Polsce potrzebna jest lewica. Do rządzenia. Polsce lewica jest potrzebna dla realizacji wielkiego planu wkluczania a nie wykluczania. Dla budowania wartości kraju na wartości ludzi. Dla otwarcia nas na nowoczesność, na wolę zmiany, na coś, co zdobywa, a nie człapie za zdobywcami. Dla republikanizmu (nierozumiejących odsyłam do lektur). Dla dobrego poziomu kształcenia, powszechnego przedszkola i uczących czegoś istotnego wyższych uczelni. Dla ściślejszej integracji Unii Europejskiej. Dla zaprowadzenia elementarnego ładu w otaczającej nas przestrzeni. Dla uspokojenia debaty publicznej. Ale takiej lewicy, jakiej nam potrzeba, po prostu nie ma! Koledzy z SLD, dając E.W. pozycję na swoje liście po prostu, bezrozumnie może, złożyliście na to dowód. Może ta historia będzie jej w niebie policzona za zasługę?

Ale nawet, jeśli Polacy nie chcą lewicy do rządzenia (co jest błędem, za który wszyscy, wy z prawicy też, zapłacimy cenę wysoką, cenę skrajnie prawicowego populizmu za kilka, niedługich lat), to Polsce potrzebna jest przynajmniej lewica dla celów, nazwałbym je, higienicznych. Jako alternatywa wobec prawicy. Mamy alternatywę?  Niepotrzebna wam? Nierozumiem, jeśli tak. Ja zawsze najuważniej słuchałem tych, co mówili „NIE!” moim pomysłom. Dokumentuję to, chyba, swoją tu, na prawicowym portalu, obecnością.

Mamy POPIS. Wciąż ten sam. Mimo, że skłócony. Nienawidzący się ze względów personalnych. Jego składowe, w swojej koncepcji państwa nieodległe, mają 70% wyborców. PO i PiS. Tusk i Kaczyński zgodnie głosowali za CBA. Dla wyeliminowania konkurencji. Z pychą, która kazała im wierzyć, że wszyscy obywatele wokół źli, oni przez Boga namaszczeni. Zgodnie likwidowali polski wojskowy wywiad. Uczyli pogardy dla własnej narodowej historii godząc się na IPN jako policję pamięci i prawdy. Likwidując resztki pluralizmu w publicznej telewizji.

Ja im przeszkadzam. Wiem. Spora gromadka komentatorów portalu mnie o tym też, zawsze, kiedy coś tu zawieszę, informuje. Rozumiem. Mnie trudno ustrzelić jednym słowem. Mówię rzeczy niewygodne. Papiery mam bez zarzutu. Rodzinę też. Na polityce majątku nie zrobiłem. Jestem! To strasznie niektórych wkurza. Bo, żeby cokolwiek. Auto! Kolizja. Ale też się rozpływa w świetle niepodważalnych faktów. Powielekroć sprawdzonych przez, z pewnością nieprzyjaznych mi kolegów z PO. Oni też woleliby bym wreszcie odszedł. Mają szansę. Może wygrają te wybory, najpewniej je wygrają i wtedy mnie już nie ma. Nigdy się nie pchałem. Są świadkowie.

Ja z lewicy. Nie z SLD. Dzisiaj wiem o tym lepiej, niż dziesięć lat temu. Oni wszyscy, i z SLD i z PO i z PiS, „kurna”, jak mawiał Pawlak, kiedy był premierem, wiedzą, że moja legitymacja solidarnościowa więcej o tonę waży od ich dzisiaj wyborczej legitymacji. Ale dla mnie tylko ta, w demokracji, ma znaczenie. Więc walczę. Przeciw tym, którzy wolą mieć w sejmie i senacie ludzi posłusznych, niewychylających się, najlepiej gdzieś w ariergardzie niż na szpicy.

Ban grozi za: - wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich; - chamstwo; - atakowanie innych uczestników dyskusji; - kłamstwa i pomówienia; - trollowanie i spam. Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24. pozdrawiam i życzę miłej dyskusji Andrzej Celiński rys. Cezary Krysztopa Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC Andrzej Celiński Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka